Dawno, dawno temu, były sobie trzy małe dziewczynki: Białowłosa, Złotowłosa i Kruczowłosa…
Kiedy były malutkie, bawiły się na łąkach i w lasach swojej krainy – plotły wianki, jeździły na koniach, lepiły wielkie figury z gliny, błota i patyków i malowały z rozmachem na ogromnych arkuszach papieru. Mamusie pozwalały im biegać w deszczu, łazić po drzewach i jeść mnóstwo lodów. Bo Mamusie chciały, żeby dziewczynki były samą radością…
Aż pewnego dnia przyszło pismo od króla tej krainy, że oto nadszedł dla dziewczynek dzień, w którym wszystkie dzieci powinny rozpocząć naukę. Wtedy trzy mamusie Białowłosej, Złotowłosej i Kruczowłosej spotkały się pod wielkim dębem, aby naradzić się, jak wypełnić Królewskie zarządzenie. Najważniejsze było ustalenie: czego dziewczynki powinny się uczyć.
I to, co wydało im się najważniejsze to to, aby dziewczynki nauczyły się jak poznać, poczuć, usłyszeć, zobaczyć, dotknąć i przeżyć coś niezwykłego. I wtedy zaczęły się martwić – gdzie tego wszystkiego można się nauczyć, bo nie znały takich miejsc w swojej krainie. I wtedy, daleko, za piżmakowym jeziorem z nie-zwaloną-jeszcze-wierzbą, w małym lasku, znalazły zaczarowany domek, przykryty zaczarowanym zielonym dachem. I postanowiły szukać na krańcach świata dobrych wróżek, które mogłyby w tym domku uczyć dzieci.
Pierwsza, od wschodu, zjawiła się wróżka młoda i delikatna jak poranna rosa – znała czary dobroci i czynienie piękna. Tuż za nią przybyły z północy, zachodu i południa inne wróżki. A wieść o ich przybyciu rozeszła się wokoło, i inni mieszkańcy przybyli z najdalszych zakątków tej krainy do zaczarowanego domku, wraz ze swoimi dziećmi, by przyjrzeć się zielonemu daszkowi. Zaczęli bowiem myśleć, że to jest może miejsce, w którym i ich dzieci mogłyby się nauczyć tego, co dla nich było ważne.
Początkowo tylko się przyglądali, ale zaczarowany zapach magicznych ciasteczek pieczonych w domku przez dzieci z wróżkami kusił ich tak silnie, że mimo pierwszych wątpliwości szli prosto ku drewnianym drzwiom, gdzie Rusałka Danka z uśmiechem udzielała wszystkich ważnych informacji i zapisywała na listę uczniów kolejne dziewczynki i kolejnych chłopców.
I tak domek wypełniał się nowymi kolorami – Kasztanowłose, Płowowłose, Mysiowłose, Węglowłose dzieci śmiały się we wszystkich kątkach, bo lubiły: wróżki i domek, i tabliczkę mnożenia (choć tabliczkę chyba najmniej). I poznawały , czuły, słyszały, widziały, dotykały i przeżywały rzeczy niezwykłe… i zwykłe. I dowiadywały się, że nie zawsze można lepić z błota, że czasem trzeba się napracować, czasem ponudzić, często natrudzić i zmęczyć.
Że fajnie jest być razem, ale czasem trudno.
Że świat jest ciekawy dla ciekawskich i wielki dla odważnych.
A Wróżka Nudzioszka to nawet fajna babka.
I lata płynęły. Do wróżek dołączyli wróżkowie. Do mam kolejne wspaniałe mamy i świetni tatusiowie. Nie zawsze było słodko od magicznych ciasteczek, bo życie to wieczna przemiana, ale zawsze była nauka dostępna dla wszystkich.
Białowłosa, Złotowłosa i Kruczowłosa poszły w świat, a zaczarowany domek rozwija się, mądrzeje i rośnie ze swoimi dziećmi.